środa, 11 maja 2016

Jestem nadopiekuńcza ???

Tak się świetnie dzisiaj bawili.
Słyszałam ich śmiechy.
Z daleka czułam ich radość.
I wszystko było ok dopóki to tylko słyszałam, a nie widziałam.
Po prostu na ten widok struchlałam.
Zamiast cieszyć się z nimi, miałam wizję jak rozbijają sobie głowę lub łamią kręgosłup.
Zabroniłam dalszych wygłupów...



No i w jednym momencie przeszła mi ta myśl - jestem nadopiekuńcza, czy rzeczywiście ta zabawa była zbyt niebezpieczna??? Czy ja na pewno powinnam z nimi chodzić na plac zabaw???


Dzieci są całym moim światem.
Za każdym razem, kiedy dzieje się im krzywda, mam poczucie że to moja wina.
Mają gorączkę - moja wina, bo zbyt ciepło lub za lekko ich ubrałam.
Uderzył się, ma guza lub siniaka - moja wina, bo straciłam go z oczu i nie dopilnowałam.
Skaleczył się w palec, nogę - moja wina bo, pozwoliłam mu tym lub tam się bawić.
I długo mogłabym tak wyliczać....

Miałam do ogarnięcia dom.
Dzieci natomiast chciały iść skorzystać z pięknej pogody i pobawić się na placu zabaw.
Ponieważ nie ufam do końca ich rozsądkowi, by nie zabierać im świeżego powietrza i niesamowitej frajdy z zabawy zostawiłam wszystko i poszłam z nimi.
Wszystko było piękne i wspaniałe dopóki ich tylko słyszałam a nie widziałam.

Bawili się na karuzeli.
Ale zamiast po prostu usiąść na wyznaczonych krzesełkach w tej karuzeli, robili na niej fikołki i się uwieszali podczas gdy trzecie z nich nią kręciło.
I trochę to trwało. I pewnie nic by się nie wydarzyło, bo wyglądało na to, że mają nad tym pełną kontrolę, a w razie sytuacji krytycznej doskonale wiedzieli co robić, ale moja wyobraźnia sięgnęła zenitu i wygrała z ich kreatywnością. Nie mogłam pozwolić na to, by któryś spadł i rozbił sobie głowę lub zęby. Przecież tam mogło wydarzyć się wszystko. Wiszący Maciej na poręczy w pół mógł za mocno się przekręcić i spaść prosto na głowę. A Michaś opierający się łokciami na siedzonku i wiszący w powietrzu mógł się z niego ześlizgnąć i być uderzonym o kolejne siedzonko.

No to zeszli z karuzeli i... poszli na zjeżdżalnię.
Ale tradycyjne zjeżdżanie byłoby zbyt nudne.
Starszy więc stał na dole i robił "most" a młodszy zjeżdżał pod nim. No chyba, że akurat most miał ochotę się zamknąć i z wielkim hukiem razem upadali na ziemi. Oni się śmiali do rozpuku, a ja zastanawiałam się czy czegoś nie przekombinują. Ale tym razem pozwoliłam im zabawę kontynuować...




... Bo przecież gdy my z moim rodzeństwem byliśmy młodsi
... skakaliśmy po drzewach - a w każdej chwili mogliśmy z nich spaść i złamać kręgosłup.
... Chodziliśmy po zamarzniętym rowie - a w każdej chwili lud mógł się zarwać a my do tej lodowatej wody wpaść. Ba, nawet wpadaliśmy i mokszy wracaliśmy do domu.
... Bujaliśmy się na huśtawce do podbitki, lub jeśli nie było ogranicznika to bujaliśmy huśtawkę o 360 st. Mogliśmy spaść? Nawet i kilka razy moja siostra spadała. Spadała, ale na szczęście nigdy nic złego się nie stało.
... Skakaliśmy w dal właśnie z wysoka z rozbujanej huśtawki - kto wyżej i kto dalej. Nie trudno było o złamanie i skręcenie nogi. Ale nigdy nikomu nic się nie stało, a zabawa trwała kilka godzin.

Również mieliśmy głupie pomysły i świetnie się przy tym bawiliśmy. Owszem mogło się nam coś stać, ale przecież doskonale znaliśmy swoje możliwości i wszystko robiliśmy w miarę własnych umiejętności i własnych sił. A teraz dzięki temu, że rodzice nas nie kontrolowali - mam co wspominać. Wiem, że miałam ciekawe i barwne dzieciństwo.

I postaram się zaufać moim chłopcom i nie zabierać im tego wszystkiego. Może i jestem nadopiekuńcza, ale zamierzam z tą słabością walczyć. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku!!!

A jakie ciekawe pomysły miałeś Ty? No a co robi Twoje dziecko by trochę podnieść Tobie ciśnienie? Ufasz mu bezgranicznie?

12 komentarzy:

  1. bezgranicznie nie ufam, ale mam do nich duże zaufanie, wierzę w nich i w siebie....jestem matką, która postawiła sobie cel, żeby wychować samodzielne dzieci, bo będzie im się lepiej żyło..takie moje zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To piękne czytać, że dzieci są dla Ciebie całym światem. :-) Rola matki dopiero przede mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczysz jakie to fajne. Trudne, ale fajne ;-)

      Usuń
  3. A u mnie właśnie jest tak, że namawiam i zachęcam Bąbla do bardziej odważnych poczynań - bo zwykle na placach zabaw się boi - i korzystania z poszczególnych sprzętów, i innych dzieci. Ostatnio udało mi się sporo osiągnąć, bo odważył się kilka razy sam zjechać ze zjeżdżalni, wsiąść na karuzelę i na huśtawkę ( a nie na moich kolanach, jak do tej pory).

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój ma niecałe 2-latka, więc nie mam podstaw mu ufać. To jeszcze nie ten wiek, ale ja zdecydowanie jestem nadopiekuńcza. Trochę z zazdrością, trochę z podziwem patrzę, na matki które dają dzieciom w podobnym wieku więcej swobody. Ale to najczęściej matki więcej niż jednego dziecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko samo przyjdzie i zobaczysz, że i Ty wyluzujesz.

      Usuń
  5. Chyba każda matka miewa podobne momenty ;) Doskonale Cię rozumiem:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaufanie, zaufaniem, a logika dziecka i chęć przygody to druga sprawa :). Ja przestrzegam w przypadku dzieci, tej samej zasady co na drodze - ograniczonego zaufania ;).

    OdpowiedzUsuń