środa, 13 maja 2015

Żegnaj smoczku - jestem już za duży!

Zanim jeszcze miałam dzieci obiecałam sobie, że nigdy nie będę uczyć ich ssania smoczka.
Niestety młodzieńcze marzenia i postanowienia często weryfikuje życie.

Kiedy Maciek nie przesypiał mi pierwszych 2 nocek zaraz po przyjściu ze szpitala szybko swoje zdanie zmieniłam.
Zauważyłam, że nie pije mleka tylko się bawi piersią i przy niej zasypia. To samo było z butelką - jej zawartość nie znikała. Najwyraźniej miał tak silną potrzebę ssania, że smoczek w tym przypadku był niezbędny.
Tym właśnie sposobem dostał smoczek i jak ręką odjął - spał smacznie od 20 do północy a później do 8 rano.
No i stało się - smoczek stał się lekarstwem na wszystko.
Zatykał płaczącą buźkę, uspakajał, usypiał, chronił od wiatru oraz stał się zabawką.







No ale przyszedł dzień w którym trzeba było się go pozbyć.
(Maciek miał 2lata i 2miesiące)

Wiedziałam, że nie będzie to proste.

Czytałam i słuchałam wielu porad od doświadczonych mam:

- 1. wyrzuć smoczek i powiedz, że myszka go zjadła
- 2. daj dziecku by samo go wyrzuciło lub spaliło, wtedy będzie wiedziało co zrobiło
- 3. zamocz go w kwasku cytrynowym, soli lub czymś innym, co dziecku nie będzie smakowało, może to go zniechęci.
- 4. utnij część silikonową, jak zobaczy, że nie może go chwycić to samo zrezygnuje.

Wszystko pięknie brzmi i może wydawać się takie proste.
Niestety, wcale takie nie jest.
Musisz się mamo/tato przygotować na płacz i lament dziecka.
Niestety smoczek stał się częścią życia Twojego malucha i tak łatwo nie da za wygraną.

Próbowałam wszystkich podanych wyżej sposobów.

Z pierwszym się nie udało, bo nie widział ten myszki i smoczek trzeba było poszukać. Pewnie gdybym była bardzo zdeterminowana, to być może by się nam to udało, popłakałby trochę i by zapomniał. Ale tak bardzo bałam się tej nieprzespanej nocki, że musiałam spróbować czegoś innego.

Drugi przykład pamiętam z własnego dzieciństwa. Może wydaje się to niemożliwe, bo miałam wtedy 3 lata, ale mimo to potrafię opisać dokładnie całą sytuację. Pamiętam jak mama tłumaczyła mi, że jak GO spalę to już innego nie dostanę. Spaliłam, patrzyłam jak się topi... a później płakałam. Podobno płakałam 3 dni. Ale mama była nieugięta i w końcu musiałam się z tym pogodzić.

Trzeci sposób wcale go nie zniechęcił. Owszem pluł, ale kazał go umyć i po sprawie. Tak łatwo nie poddał się, bo wiedział, że wcześniej był smaczny, to i teraz też taki musi być, pomimo chwilowej zmiany smaku.

Czwarty sposób. Kiedy ucięłam końcówkę ( oczywiście tak by dziecko tego nie widziało ) zaczął się okropny płacz. Trzymał smoka z całej siły, wpychał go do buzi by tylko móc go ssać. Nie zapomnę tego rozżalenia i paniki. Wymiękłam - uznałam, że muszę to jeszcze zweryfikować i coś w tej technice zmienić.

Przyszedł dzień w którym mały Maciek sam przegryzł smoczek. Zrobił w nim dziurkę. Denerwował się wtedy, bo już nie był napompowany, i ciężko było mu go ssać, pomimo, że długość smoczka wcale się nie zmieniła. Ale uznałam, że to właśnie jest odpowiedni moment. Popłakał trochę ale w końcu opanował sztukę ssania - i takiego wybrakowanego dydusia uparcie trzymał w buzi.

Ale to nic, może i lepiej się stało, bo dzięki temu codziennie smoczek skracałam o milimetr aż w końcu sam Maciej stwierdził, że nie będzie się męczyć i go wyrzucił. Tak - SAM wyrzucił go do kosza na śmieci. I nawet nie płakał.

Uważam, że jest to najlepszy sposób:

MAMO/TATO NIE UCINAJ SMOKA TYLKO POCZEKAJ AŻ SAM GO PRZEGRYZIE LUB ZRÓB W NIM MAŁĄ DZIURKĘ A DOPIERO JAK SIĘ PRZYZWYCZAI DO TAKIEJ POSTACI SMOKA, TO STOPNIOWO UCINAJ CZĘŚĆ SILIKONOWĄ - ale pamiętaj by nie robić zbyt drastycznych cięć bo nie będzie efektu.

Musimy pamiętać również o tym, żeby wszystkie zapasowe smoczki wyrzucić lub schować tak by maluch ich nie znalazł, bo wtedy nasze wysiłki na nic się zdadzą.

Teraz kiedy to wspominam myślę sobie, że największym problemem w oduczaniu dziecka smoczka jesteśmy my sami. Jeśli nie zdecydujemy się na 100% ,że to właśnie teraz jest ten moment, to każdy najmniejszy kryzys dziecka będzie odpowiedni do tego by jeszcze chwile poczekać.

Więc proponuję kochani rodzice byście w pierwszej kolejności znaleźli w sobie
dużo siły, determinacji i konsekwencji,
bo to jest kluczem do naszego sukcesu.

Jeśli ma ktoś jakieś inne sprawdzone sposoby na "rzucenie" smoczka - zachęcam do komentowania. Może post trafi do rodzica, któremu przydadzą się Wasze wskazówki.

2 komentarze:

  1. U nas było podobnie, smoczek był częścią życia naszego D. Obiecałam sobie że nie pozwole by synek nosił smoczka dłużej niż do drugiego roku życia i tak tez było. tydzień przed drugimi urodzinami tłumaczyłam mojemu dziecku po kilka razy dziennie że jak skończy 2 lata będzie za duży na smoczka i mama go wyrzuci. Po imprezie urodzinowej zabrałam smoczka i wyrzuciłam. Jeszcze raz przypomniałam małemu ze smoczki są dla bobasów a on jest duży i tyle koniec. obyło się bez ani minuty płaczu.

    OdpowiedzUsuń