piątek, 11 września 2015

Tak wyglądała nauka naszego sześciolatka w pierwszej klasie.

Sześciolatki w szkole, to nie lada wyzwanie.
Wiem o czym piszę, bo już to przeszliśmy. Mamy to za sobą, i jak już pisałam, nie było prostą rzeczą zaakceptować nowy stan rzeczy zarówno przez dziecko, jak i przez nas rodziców.

Niestety, najczęściej to my, nadgorliwe i nadopiekuńcze matki panikujemy i martwimy się na zapas.


Ale zrozumcie nas, serce się nam kraje, kiedy widzimy nasze małe dzieci, które ze łzami w oczach próbują siedzieć na krzesełku w jednym miejscu.
Tak, próbują, ale przychodzi im to z wielkim trudem. Zamiast skupić się na szlaczkach, pisaniu literek lub czytaniu rozmawia ten nasz dzieć o zabawkach, wspomina wczorajszy dzień, planuje w co będzie się bawić po zakończeniu nauki.
No, jak tutaj nie denerwować się, kiedy widzimy, że nauka wcale nie jest jemu w głowie?
I siedzę cała w nerwach, patrzę i się wkurzam, to na dziecko, to na Rząd i jeszcze na Panią, że tyle zadała!

Twoje dziecko, jest dzieckiem energicznym, trudno jemu usiedzieć w jednym miejscu, a jeszcze trudniej skupić się na nauce?
Tak chyba ma większość dzieci, nie martw się. W naszej klasie wyglądało to tak, że jak Pani tylko wyluzowała, zmieniła stanowczy ton głosu, na taki bardziej przyjazny, lub odwróciła się dosłownie na moment, dzieci zaczynały rozmawiać, krzyczeć, śmiać się i wiercić.
O tak, na każdej wywiadówce słyszałam, że naprawdę trudno jest naszym dzieciom usiedzieć w jednym miejscu. Najtrudniejsze były początki, później jakoś udało się te nasze wiercipięty opanować. W końcu się przyzwyczaiły i jakoś opanowały sztukę siedzenia w jednym miejscu.

Nie wiem jak u innych dzieci, bo nie rozmawiałam na ten temat z innymi rodzicami, ale naszym największym problemem podczas nauki w szkole, bądź w domu jest tempo wykonywania zadań. O mamusiu, to po prostu jakiś koszmar był, i póki co, nadal jest.

Wiecie, że pisanie jednej linijki literek, może zajmować nawet pół godziny? Pewnie właśnie dlatego, że zanim moje dziecko chwyciło ołówek, musiało rozejrzeć się dookoła i myślami było zuuuupełnie gdzie indziej.
Jest pierwsza literka, hurra! Ale następna napisze się troszkę później, bo krzesło trzeba odsunąć, lub przysunąć. No nie, jeszcze nos swędzi. A może siusiu by się zrobiło? No tak, ale do lekcji trzeba mieć umyte rączki. Więc szorujemy po tym siusiu łapki, szuru - buru.... i tak mijają minuty, następnie godziny. Jak nie siusiu, to rozmowy na każdy temat, dosłownie każdy, bo właśnie akurat teraz coś się przypomniało, bo to jest ważniejsze. A później żal do całego świata, do Pani i przede wszystkim do rodzica, że dzień się skończył, że czas iść spać a czasu na zabawę było mało.

Pamiętacie program "Tata, a tata Marcina powiedział?" Mam wrażenie, że podczas robienia lekcji, właśnie te zdanie jest najczęściej powtarzane. Mamo, a wiesz, że Kuba powiedział lub zrobił to... A, wiesz, że Julka płakała, a Marcel stał w koncie, a Karol nie miał ołówka, a... a.... a.... I powtarzanie, że ma się skupić na sobie i być grzeczny i ambitny i nie interesować się innymi, nic nie daje.

U nas dodatkową przeszkodą było młodsze rodzeństwo.
Mąż pracuje od rana do wieczora, jak przychodzi do domu, to dzieci kładą się już spać, więc nie mamy możliwości, by podczas naszej nauki zajął się Michałkiem. Więc do lekcji siadaliśmy wspólnie. Michaś hałasował i rozpraszał brata. Pomimo tego, lekcje musieliśmy robić i uczyć się - wspólnie to wszystko opanować. Po jakimś czasie Maciek nauczył się samodzielności i nie potrzebował, bym nad nim stała i pilnowała każdego jego ruchu. Więc czytałam polecenia i wychodziliśmy z Michałem do drugiego pokoju. Samodzielna nauka zmobilizowała go do myślenia i skupienia się na konkretnym zadaniu.

I jeśli Twoje dziecko jest właśnie w pierwszej klasie, i czytając mój post masz wrażenie, że czytasz o sobie i swoim dziecku, mam dla Ciebie dobrą wiadomość.
Pomimo tylu trudności, daliśmy sobie radę. Maciek przeszedł do drugiej klasy. A widzielibyście jaki był z siebie dumny i zadowolony? Poradził sobie, nauczył się liczyć, pisać i czytać. Może nie jest to płynne czytanie, piękne pisanie i szybkie liczenie, może nie wykonuje tego wszystkiego w super szybkim, a nawet umiarkowanym tempie, ale ogarnia wszystko i ćwiczymy dużo w domu, by  nie odbiegać od reszty.

Włożyliśmy w to wiele czasu i pracy. I tylko czas nam pokaże, czy wszystkie nasze wysiłki nie poszły na marne, tylko czas pokaże, czy przez głupotę Rządu i ich eksperymenty nasze dzieci nie będą cierpiały i pokutowały całe życie. Mam nadzieję, że mimo wszystko będzie dobrze, że sobie poradzimy, że Maciek sobie poradzi. Och trzymajcie za nas kciuki, a ja będę trzymać kciuki za Wasze dzieci. Bo co innego nam pozostaje? Nic nam nie da to, że będziemy się denerwować. Jest jak i jest i musimy się z tym pogodzić!

A na jakim etapie jest Twoje dziecko? Jak się do tego przygotowujecie, lub jak to przeszliście?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz