I znowu staję przed dylematem posłać młodszego do przedszkola już teraz czy może poczekać jeszcze trochę??
Z Maciejem było tak:
Kiedy miał 3 i pół roku postanowiłam że pójdzie do przedszkola w Laskowie - wioska oddalona o 2 kilometry od naszego Ośna.
W sumie nie była to do końca moja decyzja bo sam mnie o to prosił i ja chcąc zrobić jemu przyjemność zapisałam go i oczywiście chodził, ale trwało to zaledwie tydzień. Bardzo mnie to dziwiło bo na początku sam się wyrywał, że chce iść a później na samą myśl o przedszkolu stawał jak wryty, płakał i nie było mowy by w ogóle ruszył się z miejsca. Do dziś zastanawia mnie jaka mogła być tego przyczyna. Kiedy pytałam go co jest powodem tego, że nie chce iść podawał wiele argumentów. Między innymi to, że starsze dzieci przychodziły do ich klasy i się w nich zaczynali, lub że kolega podczas wycinania zabiera jemu nożyczki. Że go biją.
Maciej zawsze był i chyba nadal jest bardzo skrytym dzieckiem. Potrzebuje trochę więcej czasu by odnaleźć się w grupie i może ten gwar i hałas były dla niego największą przeszkodą i sprawiały jemu trudność w odnalezieniu się w grupie? Raz przyszedł z przedszkola osikany. Niestety spodnie i gaciuszki były już prawie suche. I to był taki kulminacyjny moment w którym postanowiłam, że nie pójdzie tam już więcej. Bo to, że zdarzyło się jemu zrobić siusiu w majteczki mogło być albo przyczyną stresu, niedopatrzenia nauczyciela lub umiejętnym ukryciem tego faktu przez samego Macieja.
Ale weszła ustawa, że dziecko w wieku 5 lat ma obowiązek pójścia do przedszkola, więc musiałam jakoś go do tego przyzwyczaić. Postanowiłam, że w kwietniu zaraz po świętach wielkanocnych (wtedy miał już 4 i pól roku) spróbujemy po raz kolejny, ale tym razem do Mieleszyna.
I chyba właśnie ta jego nieśmiałość jest dla nas największym problemem. Myślałam, że skoro dołączę go do grupy która już się zna, to on jako nowy będzie przez te dzieci traktowany w sposób szczególny i wyjątkowy. Ale niestety okazało się, że dzieci myślą zupełnie inaczej niż my dorośli. Był dla nich "intruzem". Pierwszy miesiąc nikt nie chciał się z nim bawić. Nawet niejednokrotnie płakał z tego powodu i mówił " mamuś nudzi mi się tam, nikt nie chce się ze mną bawić nawet lego..." Tak mi było go żal. Już nawet zaczął wymyślać, że jednak w tamtym przedszkolu było mu lepiej. Ala oczywiście nie mogłam go po raz kolejny wypisać z placówki, bo na moje to raczej była próba manipulacji. I tak zaprowadzałam go dzień w dzień do drzwi przedszkola, tam ogromny płacz i histeria, pani Iwonka - jego opiekunka umiejętnie pomagała mi go wyrwać z moich ramion. Stałam kilka minut za zamkniętymi drzwiami i słuchałam czy nadal mocno płacze i płakałam razem z nim. Po miesiącu Marcin go zawoził w drodze do pracy. I o dziwo tutaj problemu nie było. Z tatusiem nie było tak trudno się rozstać. Widocznie przez to, że tyle czasu spędzam z dziećmi (bo nie pracuję) jest przyczyną tego że są ze mną zbyt mocno związani emocjonalnie i trudno było jemu oderwać się od "pępowiny". A i po pewnym czasie znalazły się dzieci, które chętnie bawiły się z nowym kolegą.
Obawiałam się, że we wrześniu na nowo zaczną się problemy z adaptacją w grupie, ale na szczęście nic takiego nie nastąpiło. I bez większych problemów dotrwaliśmy do końca obowiązku przedszkolnego, bo niestety Maciej jako 6-cio latek musiał pójść do pierwszej klasy.
I tak sobie myślę, że chyba jednak dużym błędem było to, że poszedł do przedszkola w połowie roku szkolnego i na pewno Michaś pójdzie od września.
No właśnie od września ale od którego? Na dobrą sprawę mógłby pójść już teraz bo potrafi samodzielnie zrobić siku do ubikacji, nie sika w pampersa, ładnie się potrafi wypowiedzieć a i jak trzeba to sam się ubierze. ALE!!! Nie wiem czy ja jestem na to gotowa. Wydaje mi się, że jest to jeszcze zbyt wcześnie. Przecież on jest taki malutki. Postanowiłam sobie, że zapiszę go w przyszłym roku i pójdzie do przedszkola w wieku 4 lat. Tak więc będzie w tej placówce dwa lata. To tak czy tak będzie miał rok więcej by przyzwyczaić się do literek, cyferek i spędzania czasu z dziećmi no i podporządkowania się pani niżeli miał Maciek.
Nie mam pojęcia czy robię dobrze. Mam taki mętlik w głowie, miliony myśli....
Z jednej strony gdybym posłała go do tego przedszkola mogłabym ze spokojem poszukać sobie pracy, a z drugiej w końcu jestem mamą i czy moim priorytetem nie powinno być dobre wychowanie dzieci i w miarę możliwości spędzanie z nimi jak największej ilości czasu?
Wiem, wiem przedszkole nie jest złem i dziecko więcej na tym skorzysta niż straci, ale kiedy wpadnę w wir pracy, to obawiam się, że wtedy stracę te wszystkie piękne momenty związane z rozwijaniem się takich maluszków. I chyba tego najbardziej się boję. Nie chciałabym usiąść kiedyś i powiedzieć sobie, że nie mam pojęcia kiedy i jak dzieci wyrosły, że nie pamiętam ich dzieciństwa.
Plus minus na wysokości 3 lat w dziecku kształtuje się świadomość przynależności do rodziny. Zaczyna odczuwać silniej więź do osób, z którymi mieszka w jednym domu, silniej rozróżnia sąsiadów, dzieci z którymi się często bawi od obcych. 3 lata to nie za dobry czas na przedszkole, kiedy dziecko jest w trakcie zacieśniania więzi rodzinnych, bo burzy to jego spokój. Najlepszym czasem i najszybciej przyzwyczajają się dzieci do nowej roli społecznej jest przed tym magicznym 3 rokiem życia - tak prawią psychologowie. Być może. Bez względu na to, kiedy się przetnie tę pępowinę z dzieckiem trzeba uczyć je spędzania czasu bez mamy, aby się wdrażało. Nie ma nic gorszego dla przedszkolaka jak wcześniejszy okres spędzony bez przerwy z mamą. Potem jest tragedia :)
OdpowiedzUsuńDługo myślałam nad tym kiedy posłać Michała do szkoły. To prawda, zauważyłam, że przed ukończeniem 3 roku mniej był do mnie przywiązany niż teraz, ale pomimo wszystko jednak postanowiłam zostawić go jeszcze w domu. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować, tym bardziej, że widzę, że lubi czas spędzać nie tylko ze mną. A zabawa z innymi dziećmi jest bardzo ciekawa i wtedy nawet mnie nie szuka.
UsuńI to właśnie trzeba rozwijać - po domowemu uspołeczniać, Wychodzić do dzieci, na place zabaw, zapraszać dzieci do domu A przede wszystkim samej wychodzić zostawiając dziecko z sąsiadką, babcią itd. Aby wyeliminować przedszkolną traumę bycia bez mamy. Pracuję w przedszkolu i w naszej placówce staramy się ale mamy kameralną ilość dzieci. Wiem jak to jest w placówkach masowych kiedy jest dzieci 20-coś i dwie panie + w porywach trzecia pani dyrektor, jesli oczywiście jej się chce. Dzieci po prostu płaczą a personel wychodzi z założenia ,,popłacze i przestanie" :/
UsuńDziękuję za cenne wskazówki. Uwagi od kogoś kto zajmuje się tym na co dzień są niezwykle potrzebne.
Usuń